X jubileuszowa edycja Supermaratonu Gór Stołowych odbędzie się za 17 dni. O Supermaratonie Gór Stołowych dowiadujecie się z różnych źródeł tak jak i dwukrotna zwyciężczyni tasy Ultra – Katarzyna Winiarska, która po raz kolejny rozprawi się 54 kilometrowym dystansem w Górach Stołowych.
Tak jak my, tak i Wy - najlepsi zawodniczy i kibice Supermaratonu Gór Stołowych staramy się kolekcjonować i pielęgnować wspomienia związane z zawodami. Zapytaliśmy więc Kasi Winiarskiej o jej odczucia i historie związane z Supermaratonem Gór Stołowych.
Zapraszamy do przeczytania garski wspomnień od Winiarki vel Przemyskiej Kozicy.
Kasiu, jak wspominasz edycje Supermaratonu Gór Stołowych w których brałaś udział?
Kasia: Latem 2015 roku natrafiłam na FB na zdjęcia z dopiero co zakończonego Supermaratonu Gór Stołowych. Nie pamiętam już teraz, co mnie wtedy tak urzekło, ale coś sprawiło, że zawody i nazwę zapamiętałam i postanowiłam wziąć w nich udział w roku następnym. Tak też się stało. Były to też moje pierwsze kroki na ultradystansie. Podczas edycji w 2016 roku panował potworny upał. O godzinie 9tej rano w Pasterce było już 29˚C! Woda na punktach (z wyjątkiem tego w Pasterce) była przeznaczona wyłącznie do picia. Gdyby nie potoki i mój Tato, który miał dodatkowa wodę, żebym mogła zamoczyć czapkę czy schłodzić kark, nie wiem, jak bym dobiegła. W Pasterce stała ogromna beczka z wodą. Niektórzy wchodzili do niej cali!
Warunki naprawdę były ciężkie, o czym świadczyła liczba DNF. Najgorzej wspominam odcinek od Błędnych Skał do Karłowa. Te kilka kilometrów w odkrytym terenie ciągnęły się niemiłosiernie. Już nawet te schody na Szczeliniec nie były takie straszne, bo wiedziałam, że na szczycie czeka nagroda: najpiękniejsza meta, ever!
W kolejnym roku (2017) chciałam „odczarować” piekło Błędnych Skał i sprawdzić, czy to upał, odwodnienie i zmęczenie sprawiły, że te 6-7 km nie miały dla mnie końca, czy też jest coś w ukształtowaniu tego terenu, że nie pozwala się rozpędzić, kiedy nogi chcą mknąć do mety. Pogoda była zdecydowanie łaskawsza dla biegaczy. Biegło się dobrze. Chłonęłam znajome mi już widoki, cieszyłam się każdym kilometrem. Przyjechałam wtedy większą ekipą, więc na punktach była tym większa radość z widoku znajomych twarzy. Błędne Skały znów okazały się ciężkie, choć już nie tak bardzo. Zaczęło się oswajanie. Odpoczywając w schronisku na Szczelińcu i planując suport dla koleżanki, która miała biec półmaraton na następny dzień, Tato oświadczył, że on też biegnie! Taka to była niespodzianka, a nasze miny – bezcenne!
Supermaraton Gór Stołowych na stałe zagościł w moim kalendarzu biegowym. Pokochałam Góry Stołowe za ich niepowtarzalność, bajkowość, tajemniczość, za Szczeliniec i za Błędne Skały też. Dobrze mi wśród tych skał, mchów i paproci.
W 2018 roku przyjechaliśmy w jeszcze większym składzie, przyciągając na Dolny Śląsk kolejnych znajomych. I to ten bieg uważam do tej pory za najlepszy, najlepiej rozegrany, a Błędne Skały, mimo swoich nierówności, głazów i korzeni pod nogami, zostały odczarowane.
Chciałabym jedynie jeszcze kiedyś pokonać całe schody na Szczeliniec biegiem. Mając w nogach ponad 50 km jest to trudne, ale nie niemożliwe. Przecież wszystko jest w naszej głowie!
Stołowe LOVE!!!
Jak widać niemożliwe nie istnieje, a wszystko jest w naszych głowach!
Wynik Kasi Winiarskiej z 2018 roku wynosi: 5h56min44sek
Trzymamy kciuki za Kasię oraz wszystkich zawodników.
Do zobaczenia 28 czerwca w Karłowie!